Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/068

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY.

Około więc onego czasu, gdy ziemia zaczyna się od słońca odwracać i zasypia w ciemnościach.
Zawołał Jehowa dwa odwieczne Cherubiny przed tron swój, i rzekł: idźcie na równinę Syberyi.
A patrząc w światło Boże, zrozumieli Aniołowie jaka była wola Pana, i zeszli w krainę mglistą ukrywszy w sobie światłość.
I przyszli na miejsce gdzie była posieleńców szopa, lecz nie znaleźli śladu jéj, wicher ją był bowiem powalił.
A z owych tysiąca zostało jakoby dziesięciu ludzi bladych i strasznych z postaci.
A przybliżywszy się Aniołowie, ujrzeli ich przy stosie wielkim z drzewa, na którym leżał trup człowieczy.
I wzdrygnąwszy się rzekli: ludzie co czynicie? Azaż to jest ofiara Bogom piekielnym.
Odpowiedział im na to człowiek najstarszy: Zaprawdę, że ofiarą naszą jest trup, a Bogiem który go przyjmie jest głód.
Zrobiliśmy rzecz równą z naszego społeczeństwa, a rządził nami los, nie zaś żaden pan ziemski, ani króle.
A cóż wiec mieliśmy czynić z wnętrznościami naszemi, i z gniazdem węży które nam gryzło wnętrzności.
Czy Bóg pamiętał o nas? i dał nam umrzéć w ojczyźnie i w ziemi gdzieśmy się urodzili?
Nie! Uczynił nas ludem Kaimów i ludem Samojedów... Przeklęty!