Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/072

Ta strona została przepisana.


Płomieniste koła urodzą się w mózgu moim, i staną przed oczyma, jak wierne sługi idące z latarniami przed panem.
I wyciągnę ręce w ciemności, aby ułowić którą z plam płomienistych jak człowiek obłąkany.
Lecz okropności ziemi są niczém, zgryzota moja dla ojczyzny okropniejszą jest. Cóż uczynić?
O! dajcie mi moc milijona ludzi, a potem mękę milijona tych którzy są w piekle.
Czemużem się targał i męczył dla rzeczy będącéj szaleństwem? czemu nie żyłem spokojnie?
Rzuciłem się w rzekę nieszczęścia i fala jéj zaniosła mnie daleko i już nie wrócę — Nigdy!
A znowu przerwali mu Anieli, mówiąc: oto się raz uniosłeś aż do bluźnierstwa przeciwko duszy własnéj, a teraz bluźnisz przeciwko woli która była w tobie, kiedyś się poświęcił za ojczyznę.
Jestże jaki zły duch w najczystszych sercach ludzi, który je miesza i przerzuca za kres dobrego?
Ostrzegamy więc ciebie z woli Boskiéj, że za nie wiele godzin umrzesz... przeto bądź spokojniejszy.
Usłyszawszy to Anhelli, spuścił głowę i poddał się woli Boskiéj. A zaś Aniołowie odeszli.




ROZDZIAŁ SZESNASTY.

A zostawszy sam Anhelli, zawołał smutnym głosem: więc koniec już!
Cóż robiłem na ziemi? byłże to sen?