Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/097

Ta strona została przepisana.
I.

Witaj mi ziemio stepów gładka, cicha,
Gdzie kwiat dla Boga kwitnie i usycha;
Gdzie dwa kurhany na błękitném niebie
Przez całe stepy patrzą się na siebie;
Gdzie przerywają trupy sen grobowy,       5
Orłami z sobą prowadząc rozmowy:
Lub gdy je przyjaźń w mogiłach nie zbliża,
To krzyż się groźnie pogląda na krzyża,
I oba drewna niby grożą sobie
Przez całe stepy, zemstą śpiącą w grobie.       10
Krzyżowe groźby, i poselstwa ptaków
Lecą przez krwawe doliny bodiaków;
I czuć w powietrzu że tu myśli wojna,
Choć słońce złote, choć ziemia spokojna.
Bo choć się skończą rycerstwa i waśnie,       15
To ziemia mogił tak prędko nie zaśnie;
Ale w jéj sercu wolność się odzywa,
Kiedy się orzeł gdzie z mogiły zrywa,
Kiedy zatętni jaki wicher głuchy,
Gdy zaszeleszczą powojów łańcuchy;       20
Albo gdy śmignie jaki złoty sumak,
Myśli że biały Puławskiego rumak;
Albo gdy kosa o kamień zadzwoni,
Myśli że Sawa jedzie w tysiąc koni:
Ale już w grobach są ci sławo-kraśni.       25
Ziemio kurhanów nie marz o nich — zaśnij!


II.

Znasz ty tęczowe Rusałek upiory?
Czy znasz prorocką dumę Wernyhory?