Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/119

Ta strona została przepisana.

Tak nauczony za życia rycerza.       785
To wszystko, xięże! serce mi rozszerza
Łez pełne, burzę zapowiada ciemną...
Patrzaj co stało się z nim — a co ze mną!...


XXXI.

„Obróć tu xięże twe łzawe oblicze.
Ileż ja w życiu chwil okropnych liczę!       790
Słuchaj, po śmierci kraju, już zhańbiony,
Dom odwiedzałem mojéj piérwszéj żony,
O! co ja czułem gdy lip poczet stary
Zaczął nademną swoje smutne gwary
Kiedy się miesiąc w liść zabłąkał szumny...       795
Ja, co tam żyłem młody, jasny, dumny,
Z nią razem, ojcze! Ja co w téj krainie
Myślałem niegdyś że młodość nie minie;
Wchodzę... trzy razy wspomniałem o Bogu,
Trzy razy, blady, przejść nie mogłem progu.       800
Przeszedłem wreszcie — w komnatach nikogo...
Ściany się zdały napełnione trwogą
Że mię tam widzą samego w ciemności;
Ale w powietrzu jakiś szmer litości,
I coś szeptało: nie płacz, z każdéj cegły;       805
A mnie ogromne łzy po twarzy biegły.
Na coż to przyszedł ów Wacław wyniosły,
Chwasty go same w tym gmachu przerosły.
Sam — o! bogdajbym był sam, o! zhańbienie!
Starzec wychodzi w xiężyca promienie,       810
Poznaję — mój teść... przy niepewnym świcie
Widzę że w ręku ma jakieś zawicie,
Twarz jego dzika, okropna, surowa;
Rozwija — patrzę — ojca mego głowa!...
Po śmierci zemsty bezczelnéj dokazał,       815
Wyjął z mogiły trupa i ściąć kazał.


XXXII.

„To tak mi starzec zwiędłe serce kruszy,
To tak anielstwo wypędzono z duszy,