Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Weź i tę chustę... choć krwią powalana,
Możesz ją złożyć przed ołtarzem Pana,
Albo... Dla czegoś drgnął przed tym rozkazem?
Powieś te chustę przed Panny obrazem,
Musi być święta ta krew co ją broczy
Bo mi ją kiedyś naród rzucił w oczy.
Więc te męczeństwo pobladłego czoła,
To mój ostatni jest dar dla kościoła
I jam cóś ciernia czuł w mojéj rospaczy,
Może Bóg wspomni na to i przebaczy.
Żalu mojego najlepszą jest próbą
To upodlenie się moje — przed sobą.
Co będzie z moim duchem nad mogiłą?
Pewnie nie gorzéj, jak to co już było.
W dumie méj jeszcze przynajmniéj znachodzę,
Że mię przed śmiercią broni uledz trwodze.
Gdy przy tém łożu, nie tylko rospacze,
Gdyby mniéj dumny płakałby — nie płaczę;
Lecz coś jest we mnie, gdy w grób muszę wchodzić,
Z czémby się żadne łzy nie mogły zgodzić
Wściekłość na siebie, żar co się nie studzi,
A nawet Xięże! jakiś żal do ludzi:
Jak gdyby oni byli winni z dawna
Że się krew we mnie zaczerniła sławna.
Lecz nie — i myśl ta nie może pocieszyć. —
To wszystko.... Xięże czy śmiesz mię rozgrzeszyć?
Olej co czyni w Bogu śmierć wesołą
Czy się odważysz lać na zdrajcy czoło?
Jam nie żałował, i nic nie naprawił,
Kraj jeszcze we krwią — a jam go zakrwawił;
I długo będzie ta krew po mnie płynąć;
Tysiące walczyć, i tysiące ginąć,
Po mnie nieszczęścia więzienia i wojny —
I mógłżebym ja w grobie spać spokojny?
O! nie! nadzieja jest szaleństwem dla mnie —
A jednak — starcze ty! módl się ty za mnie!“


XXXIV.

Graf Wacław skonał. O! domysłów płonność!
Na lice wyszła trucizny zieloność: