Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Położyłem się i zasnąłem w nocy.
I we śnie, w lekkie owinięte chmury,
Ujrzałem moje dwie umarłe córy.
Przyszły za ręce trzymając się obie;       185
I pozdrowiwszy mię pokojem w grobie,
Poszły oczyma cichemi błyszczące
Nawiedzać inne, po namiocie śpiące.
Szły cicho, zwolna, schylały się nisko,
Nad matki łożem, nad dziecka kołyską;       190
Potém, na moją najmłodszą dziewczynę
Obiedwie, ręce położyły sine!
Budzę się z krzykiem i umarłą dziatwę
Klnąc wołam dziko: Hatfe! moja Hatfe!
Przyszła jak ptaszek cicho po kobiercu,       195
Rzuciła mi się rączkami na szyję;
I przekonałem się że Hatfe żyje,
Słysząc jéj serce bijące na sercu.
Ale nazajutrz grom przyszedł uderzyć —
Córka!!! — Lecz na co z boleścią się szerzyć?       200
I te mi dziecko sroga śmierć wydarła!
I ta mi córka na rękach umarła!
A była jedna najstraszniejsza chwila —
Kiedy ją bole targały zabójcze
Wołała: ratuj mię! ratuj mój ojcze!       205
I miała wtenczas czerwone usteczka,
Jak młoda róża kiedy się rozchyla. —
I tak umarła ta moja dzieweczka,
Że mi się serce rozdarło na ćwierci —
A piękna była jak Anioł — po śmierci!       210

Przyszli nademną płakać nieborakiem
Strażnicy; przyszli mi wydrzeć to ciało.
I nie ostróżni zaczepili hakiem —
Hak padł na pierś jéj twardą, krągłą, białą...
I tu — Bogdajby jak ja nie umarli! —       215
Tu ją pod memi oczyma rozdarli. —
Ty im to Boże niebieski spamiętasz!
Wziąłem ją — i sam zaniosłem na cmentarz.

Z założonemi na piersiach rękoma
Siedziała trzy dni matka nieruchoma,       220