Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/156

Ta strona została przepisana.

I zaręczam ci na honor szlachcica
Że postawili mię na dwóch podkówkach,
Na samym środku srebrnego xiężyca;
I na różanych mię oparli główkach;
A ogień zaczął mi iść przez łysinę —       190
Jeżeli kłamię panie! to niech zginę!
Ogień wybuchał przez kości i skórę,
I z xiężyca szedł jak kolumna w górę.
A stąd urosło o mnie to przysłowie
Żem się wypalił na xiężycu w głowie.       195
Ale w tym panie! prawdy ani trocha!
Kto pałasz kocha i ojczyznę kocha?
Choćby się palił dla niéj przez dwa wieki,
I gdzieś jak żóraw odleciał daleki,
I gdzieś przez lat sto więdniał od rospaczy;       200
To jak swe szable i swój kraj zobaczy,
To jak usłyszy że krzyczą do broni:
Przed panem Bogiem się tylko ukłoni,
A potém ludziom odpowie na hasło,
Że miecz nie ściemniał i serce nie zgasło.       205
To i mnie widzisz że jeszcze gotowy —
Choć mi czuć dawno już wilgoć cmentarza,
I zapach trumny nozdrze już obraża,
Zapach posępny, smutny i cedrowy —
To chociaż czuję że przez bliskie rżysko,       210
Leci koń śmierci i leci i tętni,
I już nadbiega z próżném siodłem blisko;
Nim wskoczę, biada! kto mi się nawinie!
Biada! kto moją ojczyznę zasmętni!
Bo nim łza po mnie — to wprzód krew popłynie.       215
O! wy nie wiecie, co się w sercu złoży
Zemsty i bolu, nim się grób otworzy?
O! wy nie wiecie ile dusza dzika
W jeden cios szabli na przyszłość zamyka?
Wiele modlitew o zgon ludzki kładnie?       220
Aż z takim ciosem pierwsza głowa spadnie!
To może wtenczas gdy ją w piasek rzuci,
Do Pana Boga i modlitwy wróci,
I spokojniejsza sądów Boskich czeka
Ubrana w jasną szatę, w krew człowieka —       225