Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/171

Ta strona została przepisana.

Myśląc że to jest jaki trup Herodów
Któremu tu jest wieczności początek,       775
I wieczna skrucha, za rzeź niewiniątek.
Aż tu ktoś do mnie z ciemnego powietrza:
Pluń w twarz, zawołał; téj bezwstydnéj marze,
Która jak szakal tu krew trupią zwietrza.
Stanąłem: myśląc że Boga obrażę,       780
Że mię tu szatan w swoje sidła łowi
Każąc mi w ciche lice plwać trupowi,
A gdym z sumnieniem zadał się do sporów,
Głos znowu krzyknął: plwaj! bo to Suworów!
Ha! ha! krzyknąłem szlachcicu! moskalu       785
Więc i ty teraz po krwi naszéj w żalu?
Siedzisz jak żeglarz na rozbitéj łodzi,
A krew po oczach przelęknionych chodzi;
I nigdy na nie nie spada powieka;
A czasem tylko mgnienie krwi powleka       790
Sine szkło, w czaszce oprawione trupiéj,
A czasem się wzrok cały w tęczę wsłupi,
A wtenczas jako liść na drzewie chory
Zrennica twoja ma różne kolory;
I różne blaski i haniebne cienie       795
Miota o rzezi mówiące sumnienie.
Czy słuchasz jeszcze pod okropną tęczą
Jak matki krzyczą? jak dzieciątka jęczą?
Jak wyrzynana Praga wre i płacze?
Maro! na ciebie żaden wąż nie skacze,       800
Żadna przy tobie nie szeleści dusza;
Lecz piekło trupów się pod tobą rusza:
A tęcza jak bicz na ciebie okrutny,
Bo siedzisz blady, drżysz i jesteś smutny.
To nieszczęśliwym nam znośniéj w ciemnicach,       805
Z łańcuchem u nóg, ze łzami na licach;
Mniéj obrzydliwie, gdy z więzienia nory
Wychodzą blade szpiegowskie potwory,
I stają nakształt ciemnego anioła,
Słuchać co we śnie mówią blade czoła.       810
To stokroć lepiéj w krwawą upaść rzekę,
Oddawszy duszę swą Panu w opiekę;
I świat utracić jak rzecz jaką podłą,