Tylko gołębi znajomych za młodu,
Dziatki zlatują pod lipę do chłodu 930
I po murawach sobie chodzą dumne,
Jakby do starca mówiąc: precz ty w trumnę.
To tak nie wiedzieć co nam starym czynić?
Kwiaty się zdają nasze oczy winić,
I na to listki tęczowe wyciągać, 935
By szklannym oczom starości urągać.
To więc nam w płomień piekła patrzeć smutnie,
Gdy inni grają w piszczałki i w lutnie.
To więc o rzeczach strasznych rospowiadać,
I nad rzekami utrapienia siadać, 940
Słuchając jak te potępione wody,
W przepaść nieszczęścia, unoszą narody.
Gdzież to ja byłem? Ha! w piekielnym lesie,
Gdzie nieraz wicher nieszczęścia poniesie
Dusze szlachetne i po ziemi szarga, 945
Jak zwiędłe liście w których szumie, skarga.
A ciemny był las, smutny i głęboki,
A drzew gałęzie powite jak smoki;
Na jednych wisi czarny liść i krwawy,
Te otworzyły wielki pień dziurawy 950
I siedzą z dumną starości powagą.
Dobyłem szabli, a ujrzawszy nagą,
Taki mię smutek zdjął i tak szalony
Żem zaczął rąbać las na wszystkie strony.
Aż tu krew tryska, oczy mi zalewa, 955
Krwią wybuchają, jęczą wszystkie drzewa;
Próżno ubieram pierś w najświętszą Trójcę;
Krwią leją — krzyczą: stój! my samobójce!
O! przestań rąbać! o ty bez litości
Człowieku! czemu ty nam łamiesz kości? — 960
Któż wy jesteście spytałem o! dusze?
A jeden do mnie: nie krusz mi gałęzi!
Bo ja w tym dębie pokutować muszę,
Żem duszę moją chciał wyrwać z uwięzi,
I otworzyłem jéj drogę ołowiem; 965
Słuchaj mię stary, to ja ci opowiem
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/175
Ta strona została przepisana.