Splamiłeś moje oczy krwi widokiem.
To sprawa djabła, przybyłem nawracać,
A jacyś ludzie przybyli wycinać: 5
Wycięli prędzéj niż ja nawróciłem;
Za to się trzeba aż do krwi biczować
Mnie, jako Panu, tobie, jako słudze,
A obu jako sługom Pana Boga.
Et fit voluntas tua.
Tak, tak Ślazie, 10
Et fit voluntas tego co na niebie.
A jednak szkoda że ten lud wycięto,
Bo lud był dobry choć nie Chrześcijański.
Domine, wszyscy więc poszli do piekła?
Ziemia przed krzyżem krwią czerwoną ściekła, 15
Z tej krwi wybuchnie płomień w kształcie krzyża.
Śmierć kruszy ciała, lecz wieczność przybliża.
Narody będą wkrótce okupione;
Widziałeś Ślazie, komety czerwone
Z długiemi chwosty — co tu wróżą zmianę, 20
Komety, co jak wiedźmy rozczochrane
Goniły za mną aż do Jeruzalem,
Grożąc mi chłostą, krzyżem, albo palem.
Cóż mi zrobiły?! — Kiedy będzie trzeba
Te straszne gwiazdy palcem zetrę z nieba. 25
Bóg swemu słudze, za wiek długi trudów
Przerażających, da godzinę cudów.
Cóż mi ten mocarz co tu krwawi lasy?
Nowy Faraon, wejdę z nim w zapasy,
Złamię i rószczkę ognistą otrupię; 30
A potém jedną łzą gorącą kupię
Żywot dla niego wieczny i zbawienie.
Domine, z czego proszę są promienie,
Które ty nosisz na głowie?