Sygonie moja Gwinona się biesi,
Ona tu miarę przebrała.
O! Panie 60
Ona tam teraz przed wiszącym starcem
Do okrucieństwa zaprawia twe dzieci,
Ojca mojego im nazywa królem,
A to maleństwo za matką świegoce
Król, król, i w mego ojca oczy puste 65
Niegodziwemi rzuca kamyczkami.
O! idź ty Lechu i obacz tę zgrozę!
O! idź ty Lechu i skarz tę kobiétę!
Ona ci psuje Lechu twoje dziatki,
Z tych dziatek będą potém królobójce, 70
Ty będziesz się bał gdy cię nazwą królem,
Tak jak zwą dzisiaj mego ojca królem:
Król, król, jak kawki świegocą. O! Lechu
Idź sam i obacz...
Wszak nie ma w tym grzechu
Sygonie, mojéj miłéj podciąć skrzydeł... 86
On mi uwolni ojca z rąk straszydeł...
Mamo ja nie chcę więcéj tego starca
Bić kamykami. On się już nie rusza.
Krak, jak wyrośniesz będzie z ciebie baba.