Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/252

Ta strona została przepisana.

Te siwe włosy? — Nie patrzcie wy na mnie
Bo mi się oczy łzami ćmią. Okropnie!
Czy wy jesteście pewni że mię ojciec       180
Nie widzi — tylko czy jesteście pewni?

LILLA.

On ma wydarte oczy.

POLELUM.

Przez błyśnięcie
Mego topora utraciłby oczy,
Gdyby mu ludzie oczu nie wydarli.
Ach dosyć było taką rzecz wymyśleć       185
A starzec by sam sobie wydarł oczy,
Aby nie patrzał na zabójcę syna.
O! do czegoż ty przyprowadzasz Boże
Człeka co stracił ojczyznę! — O! patrzcie
Ażeby teraz wyratować brata       190
Muszę być ojca mego męczennikiem.
Siostra mnie własna o zabójstwo prosi,
Ludzie z boleści mojéj urągają.
O! przyjdź godzino zemsty albo śmierci!

GWINONA.

Cóż to, więc nie masz odwagi?

POLELUM.

Bezczelna!       195
Ja się odwagi mojéj własnéj boję. —
Prowadźcie mnie tam skąd mam rzucać topór.
O tém ciśnięciu straszliwém Weneda
Będzie wam śnić się...

(Prowadzą okutych razem braci na metę rzutu — zasłona spada.)
CHÓR.
Dwunastu Harfiarzy.

Niestety! Niestety!
Gdzie sprawiedliwość Boska? gdzie pioruny?       200
Syn na własnego ojca topór rzuca,
Niebo się całe ćmi krwawemi łuny,
Błyskawicowych chmur rzygnęły płuca,
Piorunów deszcz okropny — świat się wzdryga!