Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/270

Ta strona została przepisana.

I różnych rzeczy wymaga: naprzykład:
Odwagi. Gdybym wiedział że ze zbroją
Spadają na mnie takie obligacje,       5
Byłbym nie tykał jéj... ani tych rzeczy
Które rycerza są. — Co widzę? Chryste!
Pan mój dawniejszy prosto w bramę dąży.
Wyda się kłamstwo — po radę do głowy...

(Słychać stukanie do bramy. Ślaz otwiera drzwi i ujrzawszy Ś. GWALBERTA zatrzymuje go halabardą u wejścia.)
ŚLAZ.

Ktoś ty?

ŚW. GWALBERT.

Domowi temu niosę pokój.       10

ŚLAZ.

A więc nie wejdziesz, my żyjemy z wojny.

ŚW. GWALBERT.

Puść mię do Lecha, puść mężny rycerzu,
Niech cię Spiritus Sanctus. — O! pohańcze
Mówię ci puść mię, bo ci spadnie głowa.
Ty się wielkiemu sprzeciwiasz cudowi:       15
Dziś nad jeziorem, równa gołębiowi
Białością, cała powietrzem tęczowa,
Z gwiazdy sinemi, matka Chrystusowa
Pokazała się — ukląkłem, a ona:
Idź bo stary Derwid kona,       20
Córka jego, mój gołąbek,
Z bolu umiera.
Tak mówiąc w tęczy się rąbek
Owinęła postać święta,
I uniosła ją anielska sfera       25
Z tęczą, z gwiazdami, z tysiącem promieni.

ŚLAZ.

Czemuś nie nabrał tych gwiazd do kieszeni,
Mógłbyś zapłacić teraz odźwiernemu.

ŚW. GWALBERT.

Zapłacić? święci nic nie płacą.