A ja go będę na śmierć skazywała,
A ty go będziesz bronić — i zwyciężysz,
Bo ten zwycięża tu zawsze kto broni. —
Lecz nie, ja teraz jestem zwyciężoną, 25
Mój ojciec pewnie już od głodu skonał;
A ja chcę tylko widzieć jego ciało,
W czoło chcę tylko pocałować zimne;
Powiedziéć jego głuchemu trupowi
Że go nie mogłam zbawić — lecz kochałam. 30
O! patrz; koszula moja nie związana,
Nie niosę chleba, ani żadnéj strawy —
Może się boisz że jak drzwi otworzę
To wleci ze mną jaka muszka złota
I ten ją starzec zje? — O! pani moja, 35
Bóg muchy strzeże od śmierci — ta muszka
Będzie mieć jaką córkę co ją zbawi.
Ja tylko jedna, ja nie mam nikogo,
I nikt się o mnie biedną nie upomni.
O! proszę ja was, każcie wy mnie wpuścić 40
Do mego ojca głodnego.
Gwinona,
Na Boga, te łzy miecz mi rozhartują.
I ty jéj wierzysz? — to są łzy zmyślone,
Ona dwa razy tak płakała głośno,
Za te trzy płacze, ona się trzy razy 45
Odśmieje ze mnie, jeśli ojca zbawi.
I cóż ci ludzki śmiech Gwinono szkodzi?
Lechu, śmiech ludzki jest zabójczą bronią,
Więcej on strącił koron z głów posępnych
Niż ci się zdaje: o! śmiech to gadzina 50
Która się w sercu wyśmianego kryje,
I tam go kąsa, kąsa, do krwi kąsa.
Aż wreszcie siły w człowieku omdleją