bawie; w pierwszéj bowiem sali stały trzy pasztety olbrzymiego kształtu, które ujrzawszy xiąże zawołał: „W. panowie, do attaku!“ — co wymówiwszy zdjął z pierwszego pasztetu czapkę — i wyleciało z niego wielkie mnóstwo żywych kuropatw, jemiełuch, gołębi, jarząbków, ortolanów, które potłukłszy okna powylatywały na dziedziniec — gdzie jeszcze był długi ogon szlachty cisnącéj się za xięciem panem, a ci, że wielu było uzbrojonych w fuzye, zaczęli owe ptastwo strzelać w lot, tak, że czasami wlatywał szrot do sali i spadał gradem od pułapu odbity na nasze łysiny, — lecz, że okna były wysokie, żadnemu z nas nie szkodziło. — Tu xiąże przyzwał kucharza do sali i zaczął go mocno strofować za to, że nie dopiekł zwierzyny, — kucharz się tłómaczył po włosku, a że mi ten język nie był obcym, zrozumiałem co mówił, i byłem wielce ciekawy, co się w drugich pasztetach okaże. Albowiem zapytany kucharz, co się znajdowało w wielkiéj piramidzie stojącéj na prawo, odrzekł xięciu panu, iż upiekł w niéj całego Laokonta z wężami, — a gdy to wytłómaczyłem szlachcie, a znajdowało się wielu, którzy znali historyą Eneasza przez Wirgiliusza rymem uwiecznioną, wszyscy wyglądali owego Laokonta w zadziwieniu. Wtém J. O. xiąże, wziąwszy ze ściany buławę żelazną nabitą gwoździami, dał tak po piramidzie, że aż się rozleciała — i ujrzeliśmy siedzącego na ruinach pasztetu karła, w cielistym ubiorze, który był cały skrępowany kiełbasami, jakby ów Laokont właśnie pasujący się z gady Minerwy. — „A i ten żyje!“ krzyknął z gniewem xiąże. — Na to kucharz Loga niby zawstydzony odezwał
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/334
Ta strona została przepisana.