Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/336

Ta strona została przepisana.

zczerwieniał od gniewu, ale nic powiedzieć nie śmiał, aby uczty nie stracił, więc tylko mruknął pod nosem.
Nie mogąc co robić w pierwszéj owéj sali, gdzie już tylko smok i owe salcessony, któremi były skrępowane karły, mogły być ku pożywieniu, weszliśmy za xięciem panem do sali drugiéj, gdzie już czekały na nas niewiasty i małżonki owych panów, którzy byli do xięcia na święcone sproszeni. — Xiąże oddal głęboki pokłon i zaczął wszystkie w ręce całować, co trwało długo, ile że połączone było z komplementami; po czém, kazawszy sobie podać jaje, obchodził wszystkich xiąże pan, i każdemu podając jaje, składał życzenia pełne affektu — a nareszcie i piastunce swojéj, która w kącie stojąc, płakała z rozczulenia, podał talerz i pocałował w chude ręce staruszkę — która go wzięła za głowę i uścisnęła jak dziecko swoje. —
„Babko,“ rzekł J. O. xiąże, „na przyszłe święcone twój piastun będzie gdzieś na morzach, jak na chuśtawce, a ty mi tu rób co roku święcone i czekaj — i z kucyą mnie czekaj co rok, aż zejdą gwiazdy — bo może ja powrócę głodny. Zjadłszy w tłusty Czwartek Drzymałę — a odbywszy cały post Skorubskim, co ma skórę jak sztokfisz. Lecz powrócę, jeżeli mnie samego nie zje pan Armider z wielkim Turkiem, albo jeżeli mnie pan Dunin ma śmierć nie zagryzie złą konduitą, albo jeżeli mi Pan Jezus nie każe zostać królem w Jerozolimie na złość xiędzu Ryło, co mnie ma za djabła gorszego od Zygwulskiego starosty.“ — Staruszka zajęczała i wyszła z pokoju — a xiąże pan, sam nieco rozczulony, rzekł do nas: „W. panowie, może to ostatnie święcone, które będę pożywał z wami —