Wioseczkę małą miał — ale dziedziczną, 25
Dwadzieście miał lat — był u siebie panem.
Spraszał do domu szlachtę okoliczną,
Fortunka jego ciągle ciekła dzbanem.
Miał nadto proces i sprawę graniczną;
A prędzéj sprawę wygrałby z szatanem, 30
Niż z ową psiarnią wtenczas palestrantów
Słowem że przyszło do długów i fantów.
Pozbył się naprzód klinów i futorów,
Potém i konie wyprzedał z uprzężą —
Nie znano wtenczas jeszcze w Polsce szorów, 35
O które żony dziś mężów ciemiężą —
Pozbył się potém swoich białozorów,
Regentowi dał charty — w rękę xiężą
Ostatnie grosze dwa za ojca duszę,
I na ornaty dwa ojca kontusze. 40
Z tych majątkowych ostatnich konwulsii
Nie zyskał, jedno wyrok przeciw sobie;
Wyrok w którym rzecz była o expulsii.
Mało o to dbał (tracąc na chudobie,
Dzisiaj są ludzie młodzi stokroć czulsi) 45
Lecz pan Beniowski rzekł: ja sam zarobię
Na drugą wioskę et si non mi noces
Fortuna — z wioską nabędę i proces.
I znowu mój syn będzie miał przyjemność
Z palestrą jadać i być Akteonem; 50
I na przyjacioł wzdychać niewzajemność,
I stać, tak jak ja, pod ciemnym jesionem
Który mój ojciec sadził... O! nikczemność!
Tu pan Kazimierz jęknął harfy tonem,
I na szumiący jesion łzawo spojrzał. 55
W téj chwili zyskał trochę — trochę dojrzał.