Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/368

Ta strona została przepisana.
LII.

Bo w takiéj chwili kochanek rospaczny
Gorszy niż lwica Wirgilla hirkańska.       410
Jechał więc smutny rycerz; za nim baczny
Na wszystko jechał Grześ — a wódka gdańska
W skórzanéj flaszy dźwięk dawała smaczny
I bełkotała ta nimfa szatańska,
Właśnie jak gołąb’ co z miłości grucha,       415
Lub poetyczna na Litwie ropucha.


LIII.

Słysząc, jak słodko zapraszała flasza,
Spróbował jéj Grześ raz, dwa i trzy razy;
I w oczach mu się wnet zrobiła kasza
Z gwiazd, a sam xiężyc był szperką — a głazy       420
Ludźmi. Więc jako żona Eneasza,
Został się w Troi, z konia spadł na ślazy.
I tak bohater zbył swojego sługi —
Ale za koniem jego szedł koń drugi...


LIV.

I było coraz ciemniéj... wtém — o! cuda!       425
Koń Grzesia zaczął prześcigać Panicza
Na nim siedziała jakaś wiedźma ruda,
Gałąź pokrzywy miała zamiast bicza —
Tu widzę, że mi się poemat uda,
Że mi już Muza swoich łask użycza;       430
Więc daléj! wieszczów galopem wyprzedźmy,
Jest ex Machina Deus — w kształcie wiedźmy.


LV.

Więc, jak powiadam: zrównały się konie.
Beniowski nagle ocknął się i wzdrygnął,
Widząc że siedział czart w srebrnéj koronie       435
Na koniu, co go jak wicher prześcignął...
I wziął z Kaźmierza rąk w kościane dłonie
Lejce i stepem zamroczonym śmignął
Ciągnąc za sobą mojéj pieśni syna. —
Że Polak daje się wieść — nie nowina!       440