Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/377

Ta strona została przepisana.
LXXXVIII.

„Lecz ty wyjeżdżał? gdzie? — O! ty niewierny!
Gdyby nie Diwa byłbyś już daleko.
Gdzieżeś ty jechał? — gdy mię ból nieźmierny
Dręczy — kiedy mię przed ołtarze wleką,       700
Gdy nie zostanie nic, jak się w cysterny
Rzucić, lub twoją się zakryć opieką:
Tyś mię opuszczał w chwilę tak okrutną!
Ja przebaczyłam już — ale mi smutno.


LXXXIX.

„Czy ty nie ufasz że ja zdołam jedna       705
Oprzeć się — zostać twoją? — ja nie płocha!
Ty nie wiesz co to jest kobiéta biedna,
Kiedy ją dręczą, kiedy mocno kocha —
Zgubi się — potém u wszystkich wyjedna
Łzy nad swém sercem zgubioném i trocha       710
Kwiatów i więcéj też żadnéj nie trzeba...
Cóż to? — Nie mówisz nic do mnie? — O! nieba!


XC.

„Myślałam że ty mi dodasz nadziei“ —
Tu wypuściła z rąk, rękę kochanka —
„Myślałam że ty w téj smutnéj kolei“ —       715
Tu blisko, szczęściem stała z wodą szklanka,
Wzięła ją... drżące w szkło usteczka klei,
Ząbki o kryształ dzwonią, jak kraszanka
Kiedy się z drugą spotka w dziecka dłoni.
Rzekłbyś że perła o dyament dzwoni:       720


XCI.

„Myślałam...“ — Głos jéj o jedną oktawę
Zniżył się, i pękł jak pęknięcie struny. —
Boleść złamała jéj giętką postawę,
Myślałbyś że się chyliła do truny,
Tak nawet małe usteczka jaskrawe       725
Zbladły, uczuwszy gorzkich łez piołuny.
Padła na krzesło i przez łzawe deszcze
Błysnął ostatni jęk — „Kochasz mię jeszcze?“