O! nie lękajcie się mojéj goryczy!
Dalibóg! nie wiem sam, skąd mi się wzięła;
Długo po świecie pielgrzym tajemniczy,
Chodziłem, farby zbierając do dzieła,
A teraz moja Muza strof nie liczy, 5
Lecz złe i dobre gwiazdy siać zaczęła;
Komu za kołnierz spadnie przez przypadek
Syrjus rzucony przez nią, lub Niedźwiadek,
Spali się — lecz ja nie winien. — Per Bacco!
Różnemi drogi mój poemat wiodę; 10
Jak Chochlik często częstuję tabaką,
A gdy kichają ja zaczynam Odę
Na przykład drugą piękną Odę taką
Jak do młodości. Może serca młode
Pokochają mnie za to żem jest śmiały, 15
Jak Roland który wpół rozcinał skały.
I teraz chciałbym rozciąć — co? — dom jeden,
Podolski jeden dom rozciąć na dwoje;
I pokazać wam jaki szczery Eden!
Jak nieraz pełne aniołów pokoje! 20
Jak złoty, piękny domów jest syredeń! —
Ukraińskie to słóweczko nie moje.
Wywołał je tu rym przez dźwięki bliźnie
Nie miłość którą mam ku Kozaczyźnie: