Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/382

Ta strona została przepisana.
VIII.

A gdy się w drogi zatrzyma półowie,
Jak gołąb puszczę za nią skrzydła chyże —
A tu mi ręce zawiążcie na głowie,
I twarzą bladą połóżcie na lirze,       60
Jakbym w Alpejskim upadłszy parowie
Spoczywał — Miałem ja troski i krzyże —
Więcéj niż śniło się wam filozofom.
Lecz dajmy pokój tym myślom i strofom.


IX.

Dosyć o sercach strzaskanych, o świecie       65
Tu, ziemskim i tam, nadsłonecznym; oba
Smętne są. — Światy wam utworzę trzecie,
Jeżeli się mój poemat podoba,
Znów drugi, wielki tom napiszę w lecie:
A te zostaną pieśni jako proba       70
Wcale nie według mego serca — ale
Ponieważ moje są; otwarcie chwalę


X.

Głupi! o sobie dobrze mów! wykrzyka
Ryszard w okropnym bardzo monologu,
Ujrzawszy siebie we śnie, jak krwawnika       75
Oczerwienionym, na piekielnym progu —
Szkoda, że w Xiędzu Kiefalińskim znika
Szekspir; przyczyną jest trudność połogu
W stanie bezżennym — także to że z xiędza
Nie może nagle być Makbeta jędza.       80


XI.

O Xiężach dobrze mów! jest to przestroga
Już nie Szekspira, na tym fundamencie
Moralność cała stoi. — Lecz na Boga!
Gdzie mój poemat? Moje przedsięwzięcie
Epiczne? Moja Arjostyczna droga? —       85
Widzę że wszystko mi stoi na wstręcie
Nawet pisania łatwość rzuca plamę —
Mówią że w czterech dniach układam Drammę.