Starosta napół spiący, ale grzeczny
Nie wstawał ani odpowiadał na to,
Pan to był bowiem, co chciał być bezpieczny, 315
Zwłaszcza gdy ujrzał twarz żółtą, wąsatą,
I wiedział że gniew może ściągnąć wieczny,
Gniew, który czeka z lichwą i z wypłatą.
Siedział więc zimny lecz trochę się puszył,
Że w konkur, wielki pan, o córkę ruszył. 320
Nie odpowiadał nic bo przez półowę
Już spał — a wreszcie nie chciał odpowiadać.
Pan Dzieduszycki zaczął proźby nowe,
Jak do pacierzy jął ręce układać;
Już się był począł przez słowa miodowe 325
Do uśpionego napół serca wkradać,
Już widział uśmiech co poprzedza wszędzie
Ostatnie, słodkie słowo: niech tak będzie.
Gadając ręce pokornie złożone
Na stół położył obie, i wytrzeszczał 330
Na pana zamku oczy zaiskrzone —
Albowiem uśmiech mu senny obwieszczał
Że po pijanemu zdobył sobie żonę —
W tém nagle jak wąż wzdął się i zawrzeszczał,
Wstał — lecz na stole miał obiedwie dłonie 335
A na nich papier i orła w koronie...
Orzeł na karcie był — a karta była
Nożem Tureckim do rąk mu przybita...
Boleść go nad nią w arkadę skrzywiła,
Oczy w niéj toną — myślałbyś że czyta, 340
Że karta trupie kolory odbiła
Na jego żółtą twarz. Xiądz Karmelita
Za stołem cicho stał i patrzał z góry
Na czytelnika bladego tortury.