Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/397

Ta strona została przepisana.
LXVIII.

Konfederatów był to wrzask daleki
Którzy już doszli byli do piwnicy.
Panna Aniela wezwała opieki,
Nabożną będąc, u Bogarodzicy —       540
A w tém, gdy wzniosła do nieba powieki
Blask jakiś nagły jak od błyskawicy
Całą oślepił — Nim oddech utracę
W téj strofie, powiem że, ujrzała racę.


LXIX.

Była to owa raca, nakazana       545
Przez xiędza Marka, na znak Panu Sawie...
Pod biedną panną zadrżały kolana
Z trwogi — wąż leciał paląc się jaskrawie,
I syczał, i tak jak oko szatana
Spojrzał z błękitu; i tak jako pawie       550
Piór płomienistych zaokrąglił końce,
I zatrzymany w niebie, trwał jak słońce.


LXX.

Anieli zdało się, że już odkryta,
Że już ją widzi ojciec, jéj dugena,
Niebo, ta raca na gwiazdach rozbita,       555
I każda róża w ogniu, i phalena;
Już zdało się jéj że świat cały pyta
I pokazuje ją palcem. — Ta scena
Byłaby bardzo przykra dla téj panny,
Gdyby to zamiast racy, był świt ranny.       560


LXXI.

Lecz raca zgasła i swe włosy złote
W ciemném powietrzu cicho osypała.
Kilka z tych włosów przez grubą ciemnotę
Upadło właśnie z nieba tam gdzie stała
Panna Aniela, myśląc jak tę psotę       565
I te wycieczki będzie ubierała
W wymówki; i pod ulewą ognistą
Przybrała na się postać dziwnie czystą.