I obudziła się. I znów oboje
Leciały prosto na Zbigniewa barki. 250
On je pogłaskał i wnet wszystko dwoje,
Tęczowe piersi zgasiwszy i karki,
Z ramion mu poszły, i w kręgi i w słoje
Tnące powietrze. Z razu był nie szparki
Lot — póki rycerz nie ruszył wędzidłem, 255
Póki nie gonił — wabiły go skrzydłem.
Lecz gdy bezmowne owe dwie istoty
Przelały swoję myśl w serce człowieka:
Coraz prędszemi udały się loty;
I wnet zrozumiał rycerz, że go czeka 260
Awantur nowych, dziwnych, łańcuch złoty;
Zaczarowany zamek, albo rzeka
Pełna Rusałek. — O! domysły trafne —
Może w pokrzywy przemieniona Dafne;
Może Minotaur i zaklęte skarby, 265
Z których jak z dobréj wioski będzie przychód —
Tak młodość wszystko stroi w lśniące farby,
Nigdy się małych nie spodziewa lichot.
O gdyby nie to! — to nigdy Ikar by
Nie latał — nigdy by nie żył Don-Kichot, 270
Nigdyby w Trzecim Maju nie urosły
Iluzje — na co dziś tak wrzeszczą Posły. —
Beniowski goniąc gołębie i mary,
Obaczył że na dąb samotny siadły —
Był to ów sławny dąb, gaduła stary, 275
Jak czarownica krzywy i wybladły.
Ogniste zeschła kora miała szpary.
Z konarów liście na poły opadły,
Liść co pozostał — zwiędły i zwalany
Szumiał po drzewie jak krwawe łachmany. 280