Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/427

Ta strona została przepisana.
XCII.

„Będzie miał w sercu władzę odpychania
Ludzi — a węże się doń zbiegać będą.       730
Utyje kiedyś na chlebie wygnania,
I nieszczęśliwe dzieci go obsiędą
Krzycząc: Ojczyznę nam daj lub do spania
Grobowiec sławny — ale nie posiędą
Grobu ni sławy. — I to jest przekleństwo       735
Które ja rzucam na nich! — ich rodzeństwo!


XCIII.

„I niechaj będzie jakoby stoletnie...
Lecz nie... O! Boże! nie słuchaj Jehowa.“
Tu zamilkł; oczy mu błyszczały świetnie
I piękném srebrem uwieńczona głowa       740
Pośród głów młodych błyszczała szlachetnie
Jak xiężyc kiedy się nad rankiem chowa
Za morze, albo za Egejskie skały;
Nadzwyczaj wtenczas smutny, wielki, biały...


XCIV.

I mój rym także, po téj parafrazie       745
Kazania, także za skały zachodzi.
Porozciągawszy tęcze na obrazie,
Pokołysawszy nakształt dobréj łodzi,
Idzie spać. — Wyraz został przy wyrazie,
Nie wiem czego chce? i czego dowodzi?       750
Jako fajerwerk z gwiazd kilku tysięcy
Chciałem aby się spalił — i nic więcéj.