Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/428

Ta strona została przepisana.
PIEŚŃ CZWARTA.




I.

Dąb utrudzone opuścił konary,
Świerszcze sykały, upał był ognisty.
W dębie na ziemi siedział Marek stary,
I na kolanach rozpisywał listy;
A włożył na nos krzywy okulary.       5
A taki był list jeden: — „Mój strzelisty
Afekt i łaska Pana Zbawiciela
Z wami... W nawiasie — Niech was powystrzela


II.

„Moskal i djabeł że się tak kłócicie,
I zostawiacie Bar Moskali pastwą;       10
A choć szlachetne imiona nosicie,
Jest z was ohyda Boska i plugastwo.
Pan Regimentarz zaś sam mianowicie
Który obiecał karmić nas jak ptastwo
Indyjskie, imbier przysyłać, muszkatel:       15
Cierpi że buty dziś je obywatel!


III.

Venit judicium! Nie odemnie sługi
Usłyszy wtenczas sąd – lecz przed Chrystusem
Zapłaci swoje zaciągnięte długi;
Toż samo Pan Różański co Fabiusem       20
Jest w naszéj partyi, także i ten drugi,
Niech wié że sądu dzień nadchodzi kłusem,
I weźmie wszystkich was jak tuman śmieci.
Piszę to z głębi żalu do Waszeci.“