Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/442

Ta strona została przepisana.
LVI.

„Chrzczony teraz i w grobowcu późnym.“
To mówiąc ręce wyciągnął i drżały.
Słuchał go rycerz z czołem smutnie groźném,
I był na twarzy przerażeniem biały,
I skry mu z oczów szły... i dreszczem mroźnym,       445
Miłością wielką dla nieszczęsnéj chwały
Czuł się przejęty. Będąc tak ognisty
Z ręku xiędzowskich wziął do Khana listy;


LVII.

I wraz obrócił konia na południe
Ku wschodzącemu wtenczas miesiącowi...       450
Jechał i marzył o przyszłości cudnie.
A któż sny takie młodości wypowie?
Choć aniołami te strofy zaludnię,
Choć z ziemi stworzę kraj podobny snowi:
Nie dosyć będzie, przez gościniec z ostów,       455
Kwiatów z różanych gwiazd i z tęczy mostów.


LVIII.

Austerje chyba z szkła i z dyamentu
Zbuduję — w karczmach posadzę Dyanny.
Łódź życia jest jak złota łódź Sorrentu,
Co siekąc kryształ przezroczysty, szklanny,       460
Ogień dobywa błękitny z odmętu,
I z wioseł ogień leje nieustanny,
I tak jak łabędź ognisty przelata,
Pierś mając w ogniu i ogniem skrzydlata.


LIX.

Młodości! każ się téj łabędziéj marze       465
Z ognia i złota unosić po świecie,
Niech szumi wino w twéj Platońskiéj czasze,
Na głowie niechaj będzie wonne kwiecie;
A blisko ślubów wysokich ołtarze,
Gdzie Saturnowy wąż się z ognia plecie:       470
Tam ślubuj przyszłość... Muza mdléć zaczyna —
Dajcie mi bursztyn i róże i wina!