Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/446

Ta strona została przepisana.
PIEŚŃ PIĄTA.




I.

Przez ciemne, smutne gościńce Kurhanów
Niesie go czarny koń dniami i nocą.
Pod ziemią, tętna zakopanych dzbanów
Z prochem rycerzy — na niebie łopocą
Kruki, jak stada posępne szatanów.       5
W czaharach zbroje rycerzy migocą,
I dzidy błyszczą krwawymi płomyki. —
Tam na kurhanach posępne lirniki


II.

Siedzą i grają dumy dawnych czasów.
Dumy wychodzą na rozległe pola,       10
Wpadają smutne w szum dębowych lasów;
I z tamtąd znowu, jak harfy Eola
Zmięszane z szumem liścianych hałasów
Wychodzą na step: a ludzka niedola
Leci wichrami płaczącemi wiana,       15
Jakby nie ludzi ustami spiewana.


III.

Tu siedzą wianki na polu czumaków,
I ogień palą wielki, jasny, chmurny;
Tam daléj wieńce podróżników ptaków,
A dróp na straży — albo sęp bez piórny;       20
Podobni zdala do Rzymskich orszaków
Koło chorągwi albo koło urny,
Gdzie smętne wodza popioły złożone:
Odprawujące straż i zamyślone.