Sawa wracając raz z nad Styru dolin —
(Jeździł albowiem nieraz w ziemię Łucką
Z attentacyami do jednéj z Podstolin). 215
Wracając... patrzy, pies z mordą kałmucką,
Siedzi przed samą grotą jak Ugolin
Smutny, nad czaszką ogryzioną, ludzką,
I oblizuje się po krwawych chrapach,
Jako Egipski Bóg na tylnych łapach. 220
Lecz czy ta czaszka z jedzonego trupa
Chodziła kiedy nogami szlachcica?
Czy była czaszką Rugieri biskupa?
Nie mogąc się od psa, ni od martwica
Dowiedzieć; przykuł brytana do słupa. 225
A pies zapatrzył się w oczy xiężyca,
Nie jęczał, nie gryzł żelaza, nie skakał:
Ale zapatrzył się w xiężyc — i płakał.
Kto widział w Rzymie posąg niewolnika
Germana, który w smutku, cicho stoi; 230
Wié co twarz, choćby zwierzęca i dzika
Zawiera bolu, gdy się uspokoi
I kraj przeszłości myślami odmyka,
I o wolności kiedyś dawnéj roi...
Wié co czuł Sawa, gdy na łańcuch schwytan 235
Nie wyrzucał mu nic — milczący brytan.
Więc go potrzymał tak, potém zmiękczony
Na wolność puścił znów antropofaga.
Lecz odtąd pies był dziwnie zamyślony,
I smutku wielka w nim była powaga. 240
Czy to dla tego że był nakarmiony
Amerykańskim zwyczajem Osaga?
I uczuł dziwną czczość zjadłszy w parowie
Poetę może, z poematem w głowie?...