Trup z niéj dziś – a kwiat był wczora...
To się może znów jutro zaśmieje.
O! Boże! Cóż dawać rady!
Kiedy ten tłum taki blady,
I smętny... takie łzy leje! 135
Trzeba te nauki schować
Aż ich serca jęk nie zgłuszy. –
Chciałbym was czém udarować;
Ale nie mam nic przy duszy,
Przebaczcie mi przyjaciele! 140
Nadzieją się z wami dzielę.
Bo sądzę, że nam z ojczyzny
Co pewnie tam o nas pamięta,
Przybędą wkrótce okręta,
Zgoją cierpienia i blizny: 145
Wtenczas – co ja mam na świecie,
To będzie moje i wasze:
Wszystkich! rękami opaszę!
Wszyscy ze mną pojedziecie! –
Teraz, idźcie już biedacy, 150
Srogo bardzo spracowani;
Idźcie znów do waszéj pracy.
I bądźcie Panom poddani.
Twoje zdrowie, Panie nasz,
Nieszczęsnym nam dodaje sił. 155
Bogdaj ty setne lata żył!
Bóg ciebie weź pod swoją straż!
Duch mój został pełny mąk,
I w smętném dumaniu stoi:
Żeście wy od moich rąk 160
Biedni, tak odeszli z niczém!
Biedni! biedni bracia moi! –
Któż nad sercem niewolniczém
Ulituje się prócz Boga?