Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/059

Ta strona została przepisana.

Nie płacz bracie, ja wiem co cię boli,
Ja wiem co ci serce tłoczy.
Masz mi donieść że zostanę w niewoli?
Ha! to dobrze, ja tego żądam.
Nie potrzebnie cię w żałobie oglądam;        295
Mogłeś przyjść tu wesoło i w bieli,
I mnie mógłeś uścisnąć weseléj,
I ucztować na każdym popasie.
Jak się ma brat mój miły i król mój?
Nic nie słucham, aż powiesz, jak ma się        300
Brat i Pan mój...

DON HENRYK.

O! bracie – ach ból mój
Bez wyrazów... ach ty nie wiesz co czuję...
Niech raz tylko poselstwo sprawuję,
A ty bracie, co mi towarzyszysz
Sercem w mowie, raz me słowa usłyszysz,        305
I dość będzie jednego słuchania!

(Do Króla Fezu.)

Panie, chociaż na tej górze.
Gdzieś przybył dla polowania;
Nie w stolicy twojéj murze:
Podaruj mnie swą uwagą,        310
A tego jeńca wolnością.
Kiedy wielką nawałnością,
Kiedy wielką fal przewagą
Bici, na morskich rozruchach,
Utraciliśmy armadę:        315
Gdy Infant został w łańcuchach;
Gdy te wieści, jędze blade
Rozkołysane przez dzwony,
Przyleciały do Lizbony
Z wiatrem, co po morzu dyszał;        320
Kiedy król o nich usłyszał:
To bez żadnéj prawie skargi,
Wpadł w melancholje serdeczne,
A z melancholji w letargi,
A z letargów we sny wieczne.        325
I zwłoki jego dziś leżą,