Jaka proszę mi jasność w żebraku?
Jasność!? – Jestem ci równy kollego,
I ty teraz traktuj jak równego, 75
I wy wszyscy traktujcie jak brata.
Czemuż piorun mie w proch nie obróci!
Czemuż czaszki mi grom nie rozpłata!
Don Żuanie, to serdecznie mię smuci
Że utrzymać nie umiesz powagi 80
Jako szlachcie... i potępiam te żywość.
Bo zwątpiłeś w nieba sprawiedliwość;
A tu trzeba spokojnéj odwagi
Ufającej.
Chodźcie tu niewolniki,
Fenix, moja Pani, prosi 85
Ażebyście te koszyki
Napełmili kwiatami.
Ja pierwszy
Będę kosił je tak, jak śmierć kosi.
Idźmy tam gdzie ogród szerszy.
Ja z ganku patrzę za wami, 90
Jak chodzicie za kwiatami
I polewacie je łzami.
A wy bez tych już poklonów
Bracia moi ukochani,
Losem my już porównani; 95
A jeszcze Królowa zgonów
Jutro we drzwi zakołace,
Szczerszą równość postanowi: