Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/083

Ta strona została przepisana.
DON FERNAND.

Owszem, wszystko słyszałem z altany.        350

MULEJ.

Czemuż pytasz dla ezegom ja smutny?
Dla czego stoję zmięszany?
Dla czego rozmawiam z sobą?
Czemu żal mi pierś rozrywa?
Pomiędzy królem a tobą,        355
Posłuszeństwem a przyjaźnią,
Straszna się walka odbywa.
Sumnienie mi będzie kaźnią
Jeśli króla mego zdradzę;
Wegle na głowę zgromadzę        360
Jeżeli ciebie opuszczę...
Ach zaszedłem w straszną puszczę!
Myśl zbłąkanego odbiega...
Król na mnie tylko polega.
Ty we mnie masz tylko nadzieję...        365
Radź co czynić.

DON FERNAND.

Miłość grzeje,
I przyjaźń szczęście stanowi:
A choć obiedwie są święte
I zdradzone są ohydą;
Lecz w porównanie nie idą        370
Z wiarą należną krajowi,
I klękają przed nią zgięte
Te Anioly naszych dusz.
Więc radzę, królowi służ
Z tą wiarą niepokalaną.        375
A ja tu przyrzekam świecie,
Że choćby mi dziś dawano
Wolność, na pierwszym okręcie
Co do Portugalji płynie;
Odrzucę – bo na mnie leży        380
Twój honor i przeze mnie nie zginie.

MULEJ.

Jesteś zwierciadłem rycerzy
Ale mi nie dawaj rad,