Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/088

Ta strona została przepisana.

Ci dwaj – jeden mu kolana
Okrywa łachmany wielą –
Drugi pierś pod głowę daje.        90
Chlebem z nim się oba dzielą;
Choć dla jednego nie staje
Téj czastki – Bogi to wiedzą,
Jak oni ją we trzech jedzą!? –
Jeszcze, często Xiąże musi,        95
Gdy go chleb żebrany krztusi
A przyjaciele go śledzą;
Musi, kawałek podany
Jak złodziej chować w lachmany,
Kryć się z tém, że przez obrożę        100
I gardło (o! jasne nieba!)
Tego żebrackiego chleba
Ten nędzarz przełknąć nie może.
A zaś owych karmicieli
Służba twoja srogo karze,        105
Kijem biją twoje straże.
Więc przy panu jeden czuwa
I słowami go weseli;
Drugi żebrze i z nim dzieli
Chleb i łzę co chleb zatruwa.        110
O! skończ Panie już tę mękę!
Ulż więźniowi, w imię Boga!
Spuść mu Panie, podaj reke,
Nie stężaj tego powroza.
Bo to już nie żal, lecz trwoga,        115
Nie litość bierze lecz zgroza!

KRÓL.

Przestań na tym.

Wchodzi FENIXANA i rzuca się do nóg Królowi.
FENIXANA.

Królu Panie...

KRÓL.

Cóż tam? moja córko miła.

FENIXANA.

Jeżelim ja zasłużyła,
Przez miłość i przez pokorę,        120