Chowa nas na większe czyny.
Więc z téj ubogiéj mieściny 285
Gdzieśmy się teraz zamknęli,
Nie chciałbym uczynić jeszcze
Grobu dla obywateli.
Panie! przechodzą mię dreszcze!
Z gwałtownego chłonę żaru!... 290
Pierwszy raz ktoś mówi w radzie
O hańbie... o wyjściu z Baru...
Hańba! Cóż to mi ty?...
Panie
Niech twoje słowo zostanie
W gardle, szabla niech się kładzie 295
Do snu i niech się nie budzi.
Dawno ja żyje śród ludzi!
Z różnemi panami żyłem,
Obelgi nieraz znosiłem
Dla ojczyzny i dziś zniosę. 300
A jeśli kto mimowolną
Obaczy na rzęsach rosę
U obelżonego starca?
To wszakże, i mnie mieć wolno
Przy białéj siwiznie marca 305
I lód co szkłem w oczach świeci...
Bo ja mam aż czworo dzieci,
Aż czworo żywych pod niebem;
A gdy na mnie hańba spada,
To panie, tym jednym chlebem 310
Nas pięcioro się najada...
A czy to łza w oczach stoi,
I błyszczy w źrennicy biednéj;
To pięciorgo się napoi
Panie, z téj wielkiéj łzy jednéj... 315
Bo kto na świat się nie gniewa
Często, chociaż łez nie leje
W serce — rzekł łez wylewa.