Jeślim obraził — boleję.
Dosyć. Gadajmy o Barze. 320
Więc wola jest rzucić miasto...
Dosyć spojrzeć tu na twarze...
Żaden tu nie jest niewiastą.
Ani dzieckiem nie jest w duchu;
Widziano nas przy harmatach... 325
Lecz dać się ciągnąć w łańcuchu?
I przy ruskich kazematach
W błocie przed Braneckim legać?
Mnie — co jestem z panów panem.
Nazywać jego hetmanem? 330
I grzeczności z nim przestrzegać?
Być jego sługą? Gdy mogę
Do Turczech dziś pojechawszy,
Jutro tu powrócić krwawszy,
Zgnieść tę moskiewską stonogę. 335
Stanąć mu butem na głowie,
Królowi napędzić strachów. —
Cóż? — Czy nieprawda panowie
Że tak lepiéj! z hufcem spachów!
Lepiéj!
Zgodne głosy słyszę... 340
A oto patrzcie,
tu pisze
Pan Potocki nasz Podczaszy,
Że Turek już Moskwę straszy
Nad Prutem, stanąwszy w sile...
Cóż mu! po naszéj mogile? 345
Do Turków całemi szwadrony!...