Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/160

Ta strona została przepisana.

Bo z całą szlachtą, z nieszporem,
Wiodąc nawet tłum żebraczy        85
Pójdę na wroga.

STAROŚCIC.

Dziś panie?

XIĄDZ MAREK

Dzisiaj, w dzień zielonych świątek.

STAROŚCIC.

A tu w mieście któż zostanie?

XIĄDZ MAREK.

Ot, ta gromada dzieciątek
Która się na piasku bawi,        90
Młynki na kałużach stawi
Į cieszy się że drzewiny
Ścięte na ulicach więdną.
Polsko! nie jesteś oszczędną!
Te klony, te jarzębiny,        95
Te brzozy — las cały młody
Przyniosłaś sobie do miasta;
Prawdziwie jak ta niewiasta
Między Judzkiemi narody
Sławna — że flaszeczkę całą        100
Bardzo drogich aromatów
Wylała na zbawcę światów,
O któréj rzekł: że mu ciało
Uprzedziła na pogrzeb pomazać.
I któżby jéj śmiał zakazać        105
Téj rozrzutności — niewieście
Która zbawcy śmierć przeczuła.
I cały słoik zepsuła,
I roztłukłszy alabastry
Rozlała po całém mieście        110
Woń tego balsamowania. —
Więc i dla naszéj chałastry
Ostatniego pomazania
W tych drzewach pachna oleje!...
I zaprawdę! — nasze dzieje        115