Chciałbym gdzie Kosakowskiego
Ostrzedz że burza go czeka. 150
Szkoda byłoby człowieka!
I strach... ach strach, gdyby zorze
I to słońce, już czerwone,
Na morderstwo zapatrzone
Zachodziło po nieszporze... 155
Gdyby smętna twarz xiężyca
Ujrzała pod cerkwi ścianą
Szarą szlachtę porąbaną
Za xiędza i za szlachcica.
Gdyby znów nocne pojawy, 160
Ten Chrystus strasznéj bladości
Z dziurami na wylot w kości,
Ubiczowany i krwawy,
Jak kometa co z podróży
Powraca — pokazał miecze 165
We krwi co z grobów się kurzy
I po mogilniku ciecze.
I odleciał z temi mgłami
Zostawiwszy nas trupami.
Aj! wej!
Krzyków pełno w mieście. 170
Słyszę wrzask — i szlochanie niewieście.
Nu! ja cię nożem przebiję
Ja nie twoja nierządnica...
Panie! od tego szlachcica
Ratuj! skoczył mi na szyję 175
Jak wąż, jak płmnień z pod ziemi,
Wyskoczył do mnie w alkierzu.
Patrz! on cały w prochu, w pierzu,