Gwałtownik i pijanica, 335
Pusty jak djabla kaplica,
Krzykun jak wojna kokosza,
Złodziéj publicznego grosza,
Obdzierca domów, kapituł,
Chodząca jakaś szkarada: 340
Do którego nie przypada
Żaden dawny polski tytuł.
Starosta? – Lecz on na głowie
Nie ma zasług, ani lat!
Podskarbi? — sam niechaj powie 345
Niechaj publicznie obwieści
Ile grosza wczoraj skradł;
Cześnik? – ale on bez cześci!
Miecznik? — ale on jest kat!
Nawet nie człowiek! bo oto 350
Leży jego jeden brat
Z którego krew szczerozłotą
Tak czystą, młodą, rumianą,
Ojczyźnie ofiarowaną
Ten człowiek wytoczył z serca. 355
Więc nie człowiek lecz morderca
Stoi pod nami i zgrzyta.
Qtóż mówię w imie Boże
Że odtąd jako banita
Pójdzie na świata bezdroże, 360
Jako szatanowie czarni,
Pędząc gdzieś pod błyskawice,
Do mglistéj w deszczu latarni,
Przez krwią zbryzgane ulice,
Śród zgiełku i tarabanów; 365
Z odwagą w sercu umarłą
Bez sądu, położyć gardło. —
Proszę więc Wielmożnych Panów
Abyście go od téj chwili,
Jako zdrajcę opuścili, 370
Jak moskala się wyrzekli,
Jak od choroby uciekli,
Zamknęli sąd jak nad ściętym,
Jak dla węża łez nie mieli,
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/168
Ta strona została przepisana.