Żywot mi się upodoba.
I ta mych wrogów żałoba,
I to ich upokorzenie,
I to na deskach siedzenie
Które dał Ojciec Niebieski 610
Kładąc mi szpitalne deski
Jak męczennikowi tronem.
Jeżeli pogardzę zgonem.
Serca litością nie ruszę,
I duszy nie dam za dusze, 615
Z ciała wyzwolić nie zdołam:
Lecz wstanę — Pana zawołam,
O zemsty jego kropelkę
Poproszę — gromu co bije
Jak mściwy człowiek użyję, 620
I przyzwę śmierć jak mścicielkę;
Wszyscy zginiecie straceni.
Bo oto wy przerażeni
Nad głowami nie widzicie,
Że na pożarnym błękicie 625
Kościotrup śmierci w czerwieni
Tańcuje z trzaskiem goleni,
Kiściami zarazy śnieży,
Wije kłębem nietoperzy,
Żółtą kością ciągle miga; 630
I z ust okropnych wyrzyga
Kartelusz ognio tęczowy,
Na którym imie Jehowy
Zatraciciela narodów,
Wywrotnika twierdz i grodów, 635
Pisane ogniście stoi.
Któż tu jest co się Boga nie boi?
Oprócz trupów — kto nie zadrży przed Panem?
Ja sam jeden okryty łachmanem
Zakrwawiony, knutem zbity, 640
Ja sam, który za naród cierpiałem,
Ja sam, który memi jelity
Pasłem serca — i serca kawałem
Nakarmiłem tych co serca nie mieli:
Ja sam jeden stoję w bieli 645
Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/208
Ta strona została przepisana.