Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/387

Ta strona została przepisana.
VIII.

Ja sam z harmonią obeznany młodą
Własnego ciała, nie chciałem odmiany.
I siadłem smutny nad Letejską wodą
Nie usta moje myjąc — ale rany.       60
Odtąd już nigdy nad cielesną szkodą
Nie płakał mój Duch z ciała rozebrany;
Ani za wielką sobie brał wymowę
Otwierać tych ran usta purpurowe.


IX.

Wszakże Letejską przykładając wodę       65
Do ran — by pamięć boleści straciły —
Nie jedną poniósł na pamięci szkodę,
Nie jeden obraz stracił senny, miły.
Jutrzenek greckich różaną pogodę
Duchy mu nagle ręką zasłoniły,       70
A pokazały — jako świt daleki —
Umiłowaną odtąd — i na wieki!


X.

Ani gwiaździce co się w morzach palą,
A mają w świetle tęczowe kolory,
I są gwiazdami w ciemnicy pod falą       75
Tak błyszczącemi, że mórz dziwotwory
Delfiny w morzu swoje łuski skalą,
I obchodzą je cicho jak upiory:
A płynąć wierzchem nad niemi nie śmieją —
Tak mocno w morzu te gwiazdy jaśnieją!       80


XI.

Ani tych gwiaździc jasność tajemnicza
Tak nie przeraża owe pierwopłody;
Jak piękność którąm ja poznał z oblicza
We mgłach Letejskiéj zapomnienia wody.
Nad nią dźwięk — duchów girlanda słowicza; —       85
Pod nią — jakoby złote zajścia schody
Na świat daleki i zamglony wiodły —
Na kwiatki jasne pod ciemnymi jodły