Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/411

Ta strona została przepisana.
XXXVI.

Lecz pierwéj nim ją oddałem płomieniom,
O! ileż strasznych słyszała lamentów!
„O! włosy! nie dam ja waszym pierścieniom
W ogniu z Wiślannych oschnąć dyamentów!
Każę podziemnym zamienić się cieniom       285
W gmachy filarów pełne i zakrętów...
W alabastrowéj Cię położę trumnie
Każę strzedz wieków śpiewaczce... kolumnie.


XXXVII.

Zbalsamowaną... wieczném zdjętą spaniem
Cicho na białych atłasach położę...       290
Sam przyjdę... jak lew legnę... i wzdychaniem
Śmiertelném twój sen śmiertelny zatrwożę.
Więc może wstaniesz? i pocałowaniem
Dasz mi ocknienia światłości i zorze?
I słuch mi weźmiesz w tych podziemnych cieniach       295
Coś czytająca... wiecznie... na kamieniach?...


XXXVIII.

W kraju bez słońca, bez gwiazd i xiężyca,
Gdzie wiecznie smętno, posępnie i głucho;
Ja rycerz jako śpiąca nawałnica
Z otwartą, szklanną źrenicą i suchą:       300
A ty — jak moja smętna czytelnica,
Perła po perle, ton, lejąca w ucho,
Taka wyrazów o pieśni mistrzyni!...
Że pieśń z tysiąca lat... chwilę... uczyni!...“


XXXIX.

Tom rzekł pośmiertne przeczuwając rzeczy       305
I głosy. I znów zajęty pożarem
Chciałem ją złożyć na gwieździcach z mieczy,
Upowić krwawym rycerskim sztandarem!
I z onéj ziemi, gdzie ciało kaleczy
Słońce niewczesnym i nieludzkim skwarem,       310
Uciec w Iślandów wyspę zamrożoną,
Ogniami siedmiu wulkanów czerwoną...