Sług Mamonowych, chciały na Golgotę
Oddać w nim człeka zbawiającą cnotę.
IV.
Chciały na zawsze — tak! bez zmartwychwstania
Jasnej nadziei przybić w nim do krzyża
Ową pokorę, łagodną, jak łania,
A która przecież śmiertelnika zbliża
Ku sferom bóstwa i giąć się zabrania
Przed pysznym światem; pańskiego żołnierza
Zapał, co nigdy w drodze się nie trudzi,
Chciały w nim zabić wraz z miłością ludzi.
V.
Nie było chwili, by się w jego duszy,
Od lat najmłodszych wychowanej w znoju,
Te dwie potęgi, jak w pustynnej głuszy
Dwie tygrysice, nie rwały do boju,
Co najsilniejsze wnętrza w niwecz kruszy
Ostrzem wysiłku, obuchem rozstroju —
Nie było chwili, aby w tej rozterce
Spoczęło walką potargane serce.
VI.
Daremnie pragnął ukojeń; zmęczony
W tej twardej drodze, jak Orestes, biczem
Krwawych Erynyj smagany, obrony
Szukał w źródlisku wiedzy tajemniczem,
Popod gwiaździste chodził nieboskłony,
Na ziemię padał z spłakanem obliczem
I pod razami tych siekących batów
Usta przyciskał do traw i do kwiatów.
VII.
Lecz blaski słońca i gwiazdy i zorze,
Świty poranne i tęczowe wstęgi
I ziół zapachy i rosy, co w morze
Srebrne się łączą, i uczone księgi
Strona:PL Dzieła poetyckie T. 5 (Jan Kasprowicz).djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.