W piersi z marmuru życie się nie wszczyna,
Zbielałe oko nie zmienia się w ciemnie
Źródeł głębokich... Nadzieja jedyna,
W bolącej duszy żywiona tajemnie,
Że w niej, w Poezyi, zbawcze znajdzie leki,
Razem z jej okiem zgasła snać na wieki...
XII.
Nie! Być nie może! Jeszcze raz się rzuci,
Jako Pigmalion na jej kształty z głazu,
Ognia się jeszcze w tem łonie docuci!
Wszak niepodobna, aby tak, od razu,
Miało żywotnej pozbawić się chuci,
Skutkiem Szatanów skrytego rozkazu,
To, co młodzieńczą duszę wczoraj jeszcze
W silne wprawiało i rozkoszne dreszcze.
XIII.
I, jak Pigmalion, ale z rozpustnika
Pożądliwością, zrodzoną z rozpaczy,
W objęcia swoje zimny głaz zamyka,
Drogę do piersi spiekłą śliną znaczy,
Pomiędzy wargi przeciska języka
Koniec spalony; wzorem owych graczy,
Partnerów kartą bijących fałszywą,
Coraz się bardziej pali nad — nieżywą.
XIV.
Patrzcie! zwyciężył! zwyciężył! zwyciężył!...
Jak elektryczną poruszony siłą,
Kształt się umarłej do góry wyprężył
I wzniósł źrenicę, niezwykle opiłą
Blaskiem — fosforu: stopniał lód, co zwężył
Usta, rozkwitłe pełnią róż, przemiłą
Woń wydających, i z pod zębów cieśni
Znów, jak z pod skały, trysnął strumień pieśni.
Strona:PL Dzieła poetyckie T. 5 (Jan Kasprowicz).djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.