Jak harf tysiącznych brzęk,
Jak dźwięk,
Jak jęk,
W atomy się rozpryśnie
O jakiś szczyt.
Tak na promiennych falach,
Na mżących światłach rana,
Co wnikną w każdą cieśń,
Zmienił się w organ brzmiący,
W miłości dźwięczną pieśń,
Szalonej żądzy zgrzyt
I swój ostatni ton,
Rozkołysany,
Rozgrany,
Rozwiany,
Jak srebrny dzwon,
Gdzieś tam w oddali słyszany,
Gubi śród naszych łon
I w żyłach gra.
Miłość się w oczach lśni,
Miłość na ustach drga,
Na wargach rozpalonych,
Które się łączą znów:
— »Słoneczny wzniósłbym ci
Ponad skałami tron,
W rozpromienionych
Wiecznego szczęścia dziedzinach!
Życie i skon
Bez skargi słów
Do twoich złożę stóp«.
— »Na łez nizinach,
Gdzie dola cięży głazem,
I ciągłych prób,
I na tych górnych wyżynach,
Do których dusza się rwie,
Ze sobą ujrzysz mnie!
Strona:PL Dzieła poetyckie T. 5 (Jan Kasprowicz).djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.