nie daną innym ludziom
w bajecznej ziemi Madras,
w krainie somy,
widziała wówczas ze drżeniem,
jak jej patronka,
wsiadłszy w błękitno-purpurową łódź
rozwiniętego lotosu,
płynęła tonią ściemniałą
w bezkresny, zdało się, mrok.
I wtedy
Do uszu córki króla Aśwapati
palcem pukało liliowym
powiewoskrzydlne echo
śpiewu bogini:
»Płynę w pałace Śmierci,
na bezgranicznem zbudowane morzu,
lecz przejdę bezkarnie pod sklepiskiem
malachitowych mauzoleów,
ominę łuki jej kaplic,
wsparte na słupach z labradoru,
i znów w bezmiernej przeglądnę się fali,
albowiem jestem Sawitri,
albowiem jestem Miłość...«
Wracała w dom swój zadumana
jedyna córka króla Aśwapati...
Zaszli jej drogę młodzieńcy,
którzy, zwabieni jej urokiem,
ciche, miesięczne czaili się noce
pod Indry rozkoszne ogrody,
i tak jej rzekli: »Sawitri!
Niema większego szczęścia,
jak posiąść ciebie na życie...
Ale w twych oczach, będących
oczami nie z tego świata,
zabójczy pali się ogień —
my w duszy mamy lęk Śmierci...«
Strona:PL Dzieła poetyckie T. 5 (Jan Kasprowicz).djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.