w wązkich przegrodach, na stołach, pomiędzy stosami próbek materyj, ogromna ilość wyrobów pończoszniczych, sprzedawanych za bezcen: rękawiczki i chusteczki wełniane robione na drutach kapturki, kaftaniki — cała wystawa zimowa w jaskrawych kolorach, cieniowanych w paski, w czerwone rzuciki. Dyoniza zobaczyła tartan po czterdzieści pięć centymów i mitenki po pięć sous. — Było to ogromne jarmarczne wyładowanie towarów, które zdawały się tak przepełniać magazyn, że je wyrzucał niejako na ulicę.
Stryjaszek Baudu, poszedł w zapomnienie. Nawet Pépé, nie puszczający ręki siostry, szeroko roztwierał oczy. Powóz jakiś zmusił wszystkich troje do usunięcia się; skierowali się więc ku ulicy Neuve-Saint-Augustin, to postępując wzdłuż okien, to zatrzymując się przed każdą wystawą. Najpierw przyciągnęło ich oczy pewne skomplikowane urządzenie: oto u góry, parasole były tak ustawione ku sobie, że składały jakby wiązanie dachu wiejskiej chaty, pod spodem, jedwabne pończochy, zawieszone na żelaznych prętach, ukazywały zaokrąglony profil łydki, jedne w bukieciki róż, drugie w rozmaite cienie, czarne ażurowe, czerwone z klinami haftowanemi, cieliste jedwabne, tak miękkie w dotknięciu, jak skóra blondynki, nakoniec na suknie etażerki leżały, systematycznie rozłożone rękawiczki z wyciągniętemi palcami, z wązką dłonią, jak u byzantyjskiej dziewicy. Wszystko to mające wdzięk sztywny
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/10
Ta strona została skorygowana.