Mouret stał przed pięciu damami, uśmiechając się, że je to tak zajmuje. Wziął wachlarz i przypatrywał mu się; w chwili kiedy miał wypowiedzieć swe zdanie, lokaj oznajmiał przybycie pani Marty.
Weszła osoba chuda, brzydka, zeszpecona ospą, ale ubrana z wykwintną elegancyą. Trudno było jej wiek oznaczyć: miała lat trzydzieści pięć, lecz można było sądzić, że ma czterdzieści lub trzydzieści, według zgorączkowania nerwowego, jakiemu ulegała. Worek z ponsowej skóry miała przewieszony na prawej ręce.
— Kochana pani wybaczysz, że wchodzę z workiem, powiedziała do Henryety. Wyobraź sobie, idąc tu, wstąpiłam do Magazynu Nowości i znowu dopuściłam się niedorzecznych zbytków. Nie chciałam pozostawić tam na dole, w dorożce, żeby kto nie ukradł.
Spostrzegłszy Moureta, ciągnęła dalej śmiejąc się:
— Ach, nie miałam na celu robić panu reklamy, bom nie wiedziała, że tu jesteś. Masz pan obecnie koronki nadzwyczajnej piękności.
Ta nowa wizyta odwróciła uwagę od wachlarza, który młodzieniec położył na stole. Panie pałały teraz ciekawością ujrzenia sprawunków pani Marty. Znano jej namiętność trwonienia pieniędzy i bezsilność wobec pokusy. Była zbyt surową i moralną, by mieć kochanka, ale widok najmniejszego strzępka, natychmiast pozba-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/100
Ta strona została skorygowana.