wiał ją siły i woli. Ojciec jej był urzędnikiem, wyszła zaś za profesora lyceum Bonaparte — i tak go rujnowała, że dla podwojenia pensyi (sześciu tysięcy franków), musiał biegać za prywatnemi lekcyami, bo inaczej nie podołałby wzrastającym wydatkom domowym. — Ale nie otwierała worka; ściskając go na kolanach, mówiła o córce, czternastoletniej Walentynie, największej swojej chlubie. Zarówno jak siebie tak i ją stroiła we wszelkie modne nowości, mające dla niej nie zwalczony pociąg.
— Jak panie wiecie, tej zimy ubierają suknie młodych panienek koronką, więc gdym zobaczyła bardzo ładną Valenciennes...
Zdecydowała się nakoniec odemknąć worek. Damy powyciągały szyje, lecz w tej chwili usłyszano odgłos dzwonka w przedpokoju.
— To mój mąż, powiedziała pani Marty, zmieszana, obiecał wstąpić po mnie, gdy wyjdzie z Lyceum.
Prędko zamknęła worek i mimowolnym ruchem schowała go pod fotel. Wszystkie panie roześmiały się. Wstyd jej był tego pośpiechu, więc znowu wzięła worek na kolana, tłómacząc się, że mężczyźni na tem się nie znają, nie ma zatem potrzeby im się opowiadać.
— Pan de Boves i pan de Vallagnosc, oznajmił lokaj.
Przyjście to spowodowało zadziwienie. Sama pani de Boves wcale nie liczyła na przybycie mę-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/101
Ta strona została skorygowana.