— Wcale się nie pokierowałem.
Vallagnosc pomimo radości ze spotkania, zachował wyraz twarzy zmęczony i rozczarowany; a kiedy przyjaciel trochę zdziwiony, nalegał na niego, mówiąc:
— Musisz jednak cóś robić... Cóż ty robisz?
— Nic, odpowiedział tenże.
Oktaw się roześmiał. Nic, to nie dosyć. Słowo po słowie dowiedział się nakoniec całej historyi Pawła, historyi zwyczajnej w chłopcu bez majątku, któremu się zdaje, iż ze względu na ród, powinien się trzymać profesyj liberalnych; zagrzebuje się więc w małostkowej mierności, szczęśliwy, jeśli przynajmniej nie mrze z głodu, z pełną szufladą dyplomów. Ukończył on kursa prawne, tak jak to nakazywała tradycya familijna; potem zaś stał się ciężarem matki swej, wdowy, która i bez tego nie mogła sobie dać rady z dwiema córkami. Nakoniec wstyd go ogarnął i opuścił te trzy kobiety, pozostawiając im resztki skromnego mienia, a sam zajął podrzędne miejsce w ministeryum spraw wewnętrznych, gdzie się krył jak kret w norze.
— I cóż ty zarabiasz? spytał Mouret.
— Trzy tysiące franków.
— Ależ to nędza! O biedny mój koleżko, żal mi cię bardzo. Czy to podobna... chłopiec taki silny, który nas wszystkich walił! I dają ci tylko trzy tysiące franków, ogłupiając cię już od lat pięciu? Co za niesprawiedliwość!
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/104
Ta strona została skorygowana.